EN

22.03.2010 Wersja do druku

Raczej spłonąć niż wyblaknąć

Opera jest jak sławna utrzymanka Violetta Valéry, którą wyobraził sobie Mariusz Treliński, choć muzyki dla niej nie miał. Nosi maski, musi bawić, jest zepsuta i wyniszczona, zatrzaśnięta w konwencji, w świecie toczonym przez robaka - pisze Małgorzata Dziewulska w Dwutygodniku. Strona Kultury.

Opera to monstrum. Jest sługą dwóch panów, stoi między koniecznością imponowania i wyzwaniem prawdy, między pustym gestem i głębokimi wodami, między pozorem i mitem. To dziwne i dość upiorne usytuowanie. W teatrze operowym te skrajności mają wyjątkową ekspozycję ze względu na jego potrzeby i jego publiczną obecność. Skromny jest rzadko, rzadko usuwa się na ubocze. Wielki teatr operowy musi być pyszny, chwieją nim dwie wielkie i sprzeczne namiętności: entuzjazm dla głębi i adoracja świetności samego gestu. Warsztat artystyczny, umiar i odpowiedzialność wykonawcza mogą równie dobrze służyć jednemu i drugiemu bóstwu. Technika, precyzja muzyczna i wyraz mogą na scenie mówić prawdę lub kłamać (nie potrafimy wskazać granicy). W obu wypadkach chodzi o pewną perwersję, jedną szlachetniejszą, drugą mniej. W każdym razie obie nie różnią się tak bardzo, jak chcą moraliści. Może są to tylko dwie maski. Wielkie chwile w operze zdarzaj�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Raczej spłonąć niż wyblaknąć

Źródło:

Materiał nadesłany

Dwutygodnik Strona Kultury nr 26 online

Autor:

Małgorzata Dziewulska

Data:

22.03.2010

Realizacje repertuarowe