EN

21.10.2020, 19:45 Wersja do druku

Sienkiewicz. Stand-up

"Potop" Henryka Sienkiewicza w reż. Jakuba Roszkowskiego w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Przemysław Jendroska

Inne aktualności

Ta książka dla Polaków nigdy nie była specjalnie ważna. Umówmy się – mało kto ją w ogóle przeczytał. Jeżeli ktoś coś wie – to jedynie z ekranizacji filmowej. A to źle. Bardzo źle. Bo to o nas. Niewiele się zmieniło. Jak niewiele, pokazuje nam właśnie osobliwa adaptacja „Potopu” Henryka Sienkiewicza w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Czy krzepi moje serce? Nie. Sienkiewicz, bez ubarwiania też by nie pokrzepił niczyjego. Reżyser, Jakub Roszkowski, mając tego świadomość skrzętnie pokazuje, że na historię można mieć pomysł, da się zaserwować ją w zjadliwej i smacznej formie, wymieszać z ABBĄ, Paktofoniką, a nawet z „Piejo kury piejo” i nie mieć poczucia uczestnictwa w polskiej żenadzie.

W asyście siedmiu białych trumien, w otoczeniu biało-czerwonego krajobrazu po stoczonej niejednej bitwie, dociera do nas śpiew Oleńki (Klara Broda), a ta ziemia, co to będą na niej grali, doprawdy – powtarzając za Agnieszką Osiecką – „aż ciężka od krwi”. Tak zaczyna się spektakl, który ku wielkiemu zaskoczeniu podążać będzie wiernie za Sienkiewiczem, nim będzie mówił, a raczej on przemówi do nas niczym rasowy stand-uper. Tak widzę to przedstawienie, sporo w nim oczek puszczanych w stronę publiczności, ale nie tanio, nie dla poklasku! Ze smakiem, z głową, z szacunkiem. Sporo śpiewanych i melorecytowanych piosenek – hitów popkultury, duża charyzmatyczność zespołu, każdego z aktorów i zachwycająca choć minimalistyczna, niezwykle pomocna spektaklowi i całej żartobliwej maszynerii scenografia Mirka Kaczmarka. Widzę w niej coś z prosektorium, ambony, tabernakulum i cmentarza jednocześnie.

Sienkiewicz nie traci tu nic z Sienkiewicza. Podążą wiernie losami historii, odsłaniając kolejne jej karty. Wiemy, że ona jest przeznaczona jemu, że on zdradzi kraj, a później odkupi swoje winy. W międzyczasie, by „nie wyschnąć na wiór”, jak to mężczyzna, odbywa typowo męskie rozmówki z kolegami, robi głupie zakłady i tańcuje ze szlachciankami na podobieństwo gandam style. Na powierzchnię zbrukaną krwią kolejno wychodzą nasze typowe przywary, ślepe wierzenia, pozbawione sensu ukochane rytuały. My, Polacy, co my mamy? Wymień mi jedną cnotę? Brak chęci do walki. Po co walczyć? Upodobanie do bycia pod dyktatem innych. A może by tak się poddać pod protekcję króla szwedzkiego? W ogóle „niech wszystko będzie szwedzkie. Rozejdźmy się do domów i zacznijmy żniwa”.

Niczym w programie Gogglebox świetnie wychodzi naszemu narodowi komentowanie, z pozycji obserwatorów możemy wszystko, jesteśmy mocni w gębie, możemy sobie pogwizdywać i się śmiać do rozpuku. Naszym narodowym sportem jest oczywiście piłka nożna, wszyscy się na niej znamy i możemy kopać nawet samym listem od króla. Rzeczpospolita to niezmiennie biało-czerwone sukno, za które wszyscy ciągną, a my powiedzieliśmy sobie, żeby chociaż na płaszcz zostało. Słowem istny polski galimatias.

Jedną z najładniejszych scen jest nawiązanie do motywu piety, Anna Kadulska jako Najświętsza Panienka, patronka Polski, w umorusanej krwią sukience, trzyma na kolanach głowę Kmicica, częstuje go papierosem, a ten śpiewa: „A ja jestem proszę pani na zakręcie”.

Powrót Sienkiewiczowskich bohaterów zza światów, ich kolejne wychodzenie z trumien – to powrót bardzo udany. W dużej mierze za sprawą świetnej muzyki Dominika Strycharskiego, kultowych piosenek idealnie wpasowujących się w historyczny rys (opracowanie muzyczne, jak i adaptacja tekstu, Jakub Roszkowski). Niewiarygodne jak one ze sobą współgrają. Muzyka nowoczesna i historia Polski. A usłyszeć możemy naprawdę sporo, od tych już wyżej wspomnianych, po „Włosy” Elektrycznych Gitar, papieską „Barkę”, a nawet „Już mi niosą suknię z welonem”. Najlepszym występem pochwalić się może Mateusz Znaniecki jako Wołodyjowski w „Pieśni o małym rycerzu”. Smakowity jest ten jego Pan Michał! Sienkiewiczowskie trupy wracają tanecznym krokiem. Świetna i odpowiednio pokręcona jest choreografia autorstwa Maćko Prusaka.

Michał Rolnicki rolą Andrzeja Kmicica potwierdza, że obok Dariusza Chojnackiego jest niekwestionowaną męską gwiazdą Teatru Śląskiego. Lepiej się go nawet ogląda w tej roli niż jako księdza Flynna w „Wątpliwości” Norberta Rakowskiego. Przezabawni są wraz ze Znanieckim także Kamil Suszczyk i Marcin Gaweł (wspaniale odtwarza dialog dwóch pozostałych). Z kobiet – ciekaw jestem dalszych ról Klary Brody. Dotąd częściej widywałem ją na ekranie („Fuga”, „Sługi boże”) niż teatralnych deskach. Jak zawsze nie zawodzi Kadulska. Gdy mówię „Teatr Śląski”, myślę „Anna Kadulska”. Chwała jej za to.

Nie wiem, jak to wymyślił Roszkowski, ale czytając słowa kardynała Karola Wojtyły o Augustynie Kordeckim, być może na wyrost i nie przystoi – „Ten pokorny Sługa Boży pokazał swoim potomnym, że trzeba mieć niepodległego ducha, nawet jeżeli Ojczyzna jest w niewoli. I mieli Polacy niepodległego ducha, zachowali go i okazało się, że niepodległy duch potrafi nadawać kształty, nowe kształty najbardziej nawet opornej materii dziejowej” – myślę sobie, że jemu się to właśnie udało. W czasach gdy „historia” trwa dokładnie tyle, co relacja na Instagramie, jedynie w taki sposób jak Roszkowski można o niej opowiadać.

A na koniec zaspoileruje! Uprzejmie donoszę, że w spektaklu usłyszycie: „Kończ waść, wstydu oszczędź”!

***

Henryk Sienkiewicz 
„Potop”
reżyseria, adaptacja, opracowanie muzyczne: Jakub Roszkowski
Teatr Śląski w Katowicach, Scena Galeria, premiera 17 i 18 października 2020 (obejrzany spektakl: 20 października 2020)
występują: Klara Broda, Anna Kadulska, Marcin Gaweł, Antoni Gryzik, Michał Rolnicki, Kamil Suszczyk, Mateusz Znaniecki

Sławomir Szczurek – mieszka w Katowicach, z wykształcenia filolog polski, wielki miłośnik teatru.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne