EN

15.07.2016 Wersja do druku

Qui pro quo?

Zrobiłem scenariusz, obsadę, przeprowadziłem rozmowy z operatorem, zrobiłem szczegółowe omówienie każdej ze scen... Wykonaliśmy profesjonalną robotę. I nagle - odmowa.
Doszły mnie słuchy, że reakcja pana prezesa, gdy się dowiedział, że to moje nazwisko będzie figurowało w rubryce reżyser, była burzliwa - opowiada Mari Malatyńskiej Jerzy Stuhr.

Gazety się rozpisały, że nie dostał pan, wbrew zapewnieniom, wsparcia z telewizji, dla której miał pan reżyserować "Las" Ostrowskiego. "Nie" szefa Kurskiego odczytał pan jako personalną niechęć do siebie i tak napisał pan do swoich aktorów, którzy zaczynali pracę, ale może sam pan sobie jest winien? Kogo obchodzi świetna sztuka i doskonała obsada, gdy teraz trzeba robić rekonstrukcje historyczne? - To było jakieś qui pro quo, bo "Las" przeszedł już sporą drogę: zgłoszony był jeszcze za poprzedniej władzy telewizyjnej, gdzie uzyskał akceptację redakcji Teatru Telewizji. A kiedy nastała nowa władza i przyszła "dobra zmiana", dalej utrzymywała się zgoda na realizację. "Jedynka" chciała to robić. Podobno nawet Ministerstwo Kultury chciało poprzeć tę inicjatywę. Tyle miałem pozytywnych znaków (także entuzjazm krakowskiego Ośrodka Telewizji, który wobec rozpoczynającej się kadencji nowego, krakowskiego prezesa oddziału TV, chciał kontynu

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Qui pro quo?

Źródło:

Materiał nadesłany

Polska Gazeta Krakowska nr 164

Autor:

wysłuchała Maria Malatyńska

Data:

15.07.2016

Wątki tematyczne