"Szosa Wołokołamska" w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć - to słowo powtarzają jak mantrę bohaterowie Heinera Müllera w finale "Szosy Wołokołamskiej". Spektaklu, który mówi o przekleństwie zbiorowej pamięci. I o historii, której nie można, nie wolno zapomnieć, ale z którą nie sposób żyć Barbara Wysocka, reżyserka spektaklu, porwała się na rzecz karkołomną. Przenieść na scenę gęsty od znaczeń tekst Heinera Müllera, tak, żeby każde zdanie miało szansę odpowiednio wybrzmieć, jest rzeczą arcytrudną. Reżyserce i aktorom udało się wrócić z tej potyczki z tarczą. Przedstawienie jest świetnie zagrane, ma zmienny rytm i tonację, ewoluującą od chłodnej relacji na początku, przez tragikomiczny teatr absurdu, po kipiący od emocji finał. A ślady po czołgach, o których pisał Müller, są przede wszystkim śladami w ludzkiej świadomości. Spektakl składa się z pięciu części - dwie pierwsze rozgrywają się w 1941 roku, kiedy niemieckie wojska zbliżaj