EN

7.09.2020, 09:38 Wersja do druku

Dziedziczne obciążenie

"Trzy dni deszczu" Richarda Greenberga w reż. Rafała Marii Mohra w Teatrze WARSawy. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.

fot. Rafał Meszka

Teatr WARSawy, działający w niegdysiejszym kinie na Nowym Mieście, z pięciomiesięcznym poślizgiem spowodowanym epidemią, zaprezentował polską prapremierę Trzech dni deszczu. Dramatem tym, napisanym w USA w 1997 roku i odtąd wystawianym wielokrotnie na Broadwayu, między innymi z Julią Roberts, oraz na innych scenach anglosaskich, zadebiutował jako reżyser aktor Rafał Mohr, który czternaście lat temu miał w nim zagrać jedną z podwójnych ról. Sztuka amerykańskiego dramatopisarza starszej już generacji, bo urodzonego w roku 1958 Richarda Greenberga, dzieje się w Nowym Jorku, a ściślej na Manhattanie, w mieszkaniu będącym zarazem pracownią architektoniczną, w kręgu reprezentantów wyższej warstwy klasy średniej.

Akt pierwszy toczy się w roku 1995, gdy rodzeństwo Walker i Nan spotyka się przed odczytaniem w kancelarii adwokackiej testamentu swego niedawno zmarłego ojca, Neda, który był sławnym architektem. Nan przyleciała z Bostonu, gdzie mieszka z mężem i dziećmi, niezbyt szczęśliwa, lecz zamożna. Samotny i zagubiony homoseksualista Walker z kolei powrócił z kilkumiesięcznego pobytu we włoskiej Toskanii. Ich matka Lina od szeregu lat zamknięta jest w szpitalu psychiatrycznym. Pomiędzy bratem i siostrą toczy się gra o przejęcie rodzinnego domu zaprojektowanego przez ich ojca oraz jego przedwcześnie zmarłego wspólnika i przyjaciela – Thea. Nan gotowa jest oddać swe prawa do willi rodziców bratu w zamian za odnaleziony przez niego dziennik ojca pełen enigmatycznych zapisków w rodzaju tytułowych trzy dni deszczu. Ale po spotkaniu z prawnikami okazuje się, że zgodnie z ostatnią wolą ojca niespodziewanie awangardowy niegdyś budynek dziedziczy syn Thea, emanujący seksem gwiazdor seriali telewizyjnych – Pip.

Nan, która była w młodości kochanką Pipa przekonuje go, aby odsprzedał niezwykły dom Walkerowi, skądinąd beznadziejnie w nim zakochanemu. Walker, który próbuje bez powodzenia rozwikłać tajemnice z życia rodziców, postanawia jednak zrezygnować z transakcji i egzystować w mieszkaniu na Manhattanie. Pali też zeszyt z zapiskami ojca w ramach symbolicznego pogrzebu, usiłując w ten sposób uwolnić się od obciążenia przeszłością.

Akt drugi dzieje się w tym samym miejscu trzydzieści pięć lat wcześniej, bo w roku 1960. W mieszkaniu z tablicą kreślarską żyje i pracuje dwóch absolwentów wydziału architektury zamierzających wspólnie projektować budowle: zakompleksiony i jąkający się Ned oraz demonstrujący pewność siebie, aby ukryć niedostatki wykształcenia i jakoby predestynowany do największych osiągnięć Theo. Kochanką Thea jest nadpobudliwa Lina (Lena), traktowana przez niego jednak niezbyt poważnie i obawiająca się odtrącenia. Zmoczona na nowojorskiej ulicy przez deszcz Lina napotkawszy Neda korzysta z jego propozycji osuszenia ubrań w mieszkaniu, zaś po spożyciu kolacji z winem go uwodzi. Wkrótce Theo staje się świadkiem ich zbliżenia. Wprawdzie w pierwszym odruchu demonstruje oburzenie zdradą wspólnika i kochanki, lecz szybko akceptuje ich związek. Na końcu dramatu inspirowany i wspierany przez Linę Ned projektuje dom inicjujący jego karierę, a będący podstawowym, bo poniekąd symbolicznym elementem spadku.

Trzy dni deszczu starają się zobrazować prawdę, że po rodzicach dziedziczymy nie tylko majątek czy nieruchomości, ale też często rysy twarzy bądź sylwetkę, nieświadomie zachowania i mentalność, choroby i fobie, urazy a nawet pragnienia. Tajemnice z życia przodków stanowią często nasze obciążenie, chociaż znamy je niekiedy w znikomym stopniu albo mamy o nich wręcz fałszywe wyobrażenia. Niespotykanym rozwiązaniem w sztuce Greenberga jest zarówno przesunięcie akcji o trzydzieści pięć lat do tyłu, jak i powierzenie aktorom do zagrania najpierw dorosłych dzieci, a potem ich rodziców w tym samym wieku. W warszawskim przedstawieniu Trzech dni deszczu Maciej Raniszewski gra Walkera, a potem jego ojca Neda.

Piotr Ligienza przeobraża się w Pipa, w drugiej części zaś w Thea. Obaj aktorzy nie zawsze są przekonywujący w swych rolach. Przy czym Ligienza gra dwukrotnie raczej wbrew swym fizycznym warunkom ucieleśnienie męskości, a silny Raniszewski dla odmiany delikatnego homoseksualistę i neurotyka z psychofizycznymi zahamowaniami.

Natomiast wyraźnie dominująca na scenie Justyna Kowalska wciela się w mocną Nan oraz w jej rozdygotaną matkę Linę. Aktorka jest sugestywna szczególnie w akcie drugim, jako Lina w scenie uwodzenia Neda. Z trudem osłaniająca swą nagość rozwiązanym szlafrokiem, siadająca w wyzywających pozach na kanapie i popijająca wino prosto z butelki ociera się momentami o wulgarność, lecz pozostaje wiarygodna w swych zachowaniach trochę niezrównoważonej psychicznie kobiety, prowokującej seksualnie mężczyznę.

Mohr jako reżyser powinien zadbać o większą wyrazistość zasadniczych sytuacji oraz słyszalność niektórych kwestii w sali z nie najlepszą akustyką. Doskonale pomyślana została dekoracja złożona ze starych mebli początkowo nakrytych białym płótnem, a po antrakcie już odsłoniętych. Wątpliwości wzbudzają pewne kostiumy, niezbyt przystające do realiów społecznych i mody panującej w epokach ukazanych w sztuce. Ale Trzy dni deszczu to propozycja teatru dramatycznego na dość przyzwoitym poziomie, mogąca liczyć na zainteresowanie ze strony części warszawskiej publiczności naśladującej obyczaje amerykańskiej klasy średniej, więc chętnie oglądającej sztuki grane z powodzeniem na Broadwayu.

Tytuł oryginalny

Dziedziczne obciążenie

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

02.09.2020