Lidia Amejko jest autorką zręczną, a jej dramaty - przyjemne w czytaniu. W realizacji jednak jakoś więdną i banalnieją. Tak stało się z "Nondum" na Scenie Miniatura. Pan Nondum mieszka w skromnie wyposażonym pokoju. Łóżko, nad nim sznur z pętlą, urządzenie na korbkę do opuszczania sznura. I ściana inkrustowana mechanizmami zegarowo-radiowo-telewizyjnymi. Schodki prowadzące gdzieś w głąb, w ciemną przestrzeń. Tajemniczo polśniewające lustra. Pana Nondum poznajemy, gdy wisi na sznurze. Mechanizmy głośno szemrzą, tykają, zgrzytają. Światło przyćmione. Nondum jednak żyje. Jak się okazuje, jedyną treścią jego istnienia jest niemożność przeniesienia się na tamten świat, a jego imię tłumaczy się, "jeszcze nie". Niczego innego o Nondum nie wiemy, i co gorsza, on też nie wie. Służąca Emilia też nie wie, ale stara się przekonać pana, że wypadałoby wreszcie umrzeć. A że stworzeni jesteśmy słowem Boskim, należy je
Tytuł oryginalny
Zręczne gadulstwo
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza-Kraków Nr 82