"Bliżej" w reż. Marcina Sosnowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Kino to nie teatr. Najpierw zobaczyliśmy "Bliżej" Patricka Marbera na dużym ekranie (film w reż. Nicholsa), teraz w teatrze. W teatrze jednak znacznie bliżej, nawet w sensie fizycznym. Ta naoczność stawania się, ucieczka przed dosłownością, którą uwielbia kino, dwuznaczność, świadomość konwencji, a przede wszystkim możliwość uczestnictwa w "dzianiu się", choćby tylko pozorowanym. Wszystko to zmienia wektory, sensy i rezultaty. Dla kinomana teatr to wersja uboższa, ale dla teatromana, oczywiście, bogatsza: nic nie zastąpi naoczności, bycia razem. Marber skonstruował opowieść o seksualnych fascynacjach, podszytych miłością. Bo jednak na koniec okaże się, że namiętność wyekstrahowana, czysta nie istnieje. Kiedy odchodzi lub stygnie, zostaje sam piasek. Odczuwają to głęboko pogruchotani bohaterowie sztuki, których związki, skojarzone żartem przez internet, okazały się toksyczne. Każde z nich cierpi na swoją miarę. Droga przez tę mękę na