Czy można mieć dosyć dociekania prawdy? Opowiadać się przeciw słusznym procesom, elementarnemu poczuciu sprawiedliwości? Czy ofiara może znienawidzić swego obrońcę? Wydaje się to niemożliwe, a jednak po obejrzeniu sztuki Ronalda Harwooda "Za i przeciw" niczego nie możemy być pewni, bowiem żadne paragrafy nie są w stanie ująć bogactwa ludzkich zachowań i motywacji - pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
Telewizja publiczna pokazała jego sztukę w dwóch wykonaniach. Niemiecko-austriacko-francuska ekranizacja dramatu dokonana przez Istvana Szabó zainaugurowała 7 maja cykl Scena świata, który ma prezentować najsłynniejsze spektakle. Następnego dnia TVP Kultura przypomniała ten sam tekst w reżyserii Ryszarda Bugajskiego z 1996 roku w wykonaniu polskich aktorów. Jeśli do tego dodać jeszcze słynny włosko-niemiecki film Olivera Hirschbiegela "Upadek" z wybitną rolą Bruno Ganza jako Hitlera w ostatnich chwilach życia, można powiedzieć, że w przeddzień rocznicy zakończenia wojny telewizja pełniła swą misję wzorowo. Problem postaw intelektualistów w czasach zarazy nie znikł oczywiście wraz z upadkiem systemów totalitarnych. Kwestia odpowiedzialności artysty za czasy, w jakich mu przychodzi żyć, związki sztuki z polityką nadal nie są jednoznacznie rozumiane. Wciąż wymagają namysłu i moralnych rozstrzygnięć. Brytyjczyk Harwood, autor "Garderobianego"