Przekrojowa ekspozycja "Co zmalował Ryszard Kaja" jest najlepszą wystawą tego lata w Poznaniu, bo skierowaną do jak najszerszej publiczności. Doskonale oddaje charakter jej bohatera. Do bólu mieszczańska, przesycona obsesją zbieractwa, podbarwiona zgoła niekatolickim, pozbawionym wstydu erotyzmem uwodzi teatralnością, wywołuje zawrót głowy przesytem - pisze Marek S. Bochniarz w portalu kultura.poznan.pl.
W Galerii na Dziedzińcu Starego Browaru na trzech piętrach (i przed budynkiem) przedstawiono różne twarze Ryszarda Kai: rysownika, malarza, plakacisty, projektanta teatralnych scenografii i kostiumów, a także tę bardziej prywatną, bo domową i podróżniczą. Tym porządkiem tematycznym do pewnego stopnia rządzi chaos, a światy aktywności artysty przenikają się na różnych poziomach - jak to w życiu bywa. Lucha libre i krakersy Centralne miejsce ekspozycji na parterze zajmuje przepastna szafa i czerwony stół, przeniesione z mieszkania Kai i ustawione, niczym w muzeum, za słupkami połączonymi sznurkiem. Przykuwają wzrok od chwili wejścia na wystawę i natrętnie narzucają się nam, ustawiając też perspektywę oglądania zebranych dzieł. Czujemy się trochę tak, jakbyśmy artyście wleźli do mieszkania i podglądali jego bibeloty, rozstawione w tylko jemu znanym, ekscentrycznym porządku. W tym zbiorze uderza ostentacyjna teatralność i skłonność do