Jarosław Kilian w warszawskim Teatrze Polskim przypomina dawno niewystawianą "Opowieść zimową" Szekspira. Tym bardziej szkoda, że jego przedstawieniu brakuje goryczy i ostrości.
Udała się Kilianowi rzecz w przypadku inscenizowania tej sztuki trudna - sprawnie połączył wielowątkowość, schematy fabularne, "nieprzyrządzone dla sceny" wycinki z życia bohaterów, wreszcie akcję, która rozgrywa się na przemian w dwóch krajach, bez uszczerbku dla jasności fabuły. Być może zatem zabieg zastąpienia chóru narratorem (Olgierd Łukaszewicz), który przestawia się jako Czas i będzie przenosił widzów w przestrzeni i panował nad upływem dni, wydaje się trafny i uzasadniony. Tym bardziej, że całość utrzymana w bajkowej konwencji zgodna jest z literą tekstu. Pod grubym płaszczem bajki i humoru Szekspir ukrył jednak perfidny i do bólu zepsuty świat. "Opowieść zimowa" to przecież przede wszystkim sztuka psychologiczna. Autor obnaża mechanizmy choroby, jaką jest zazdrość. Człowiek targany obsesjami staje się najokrutniejszym zwierzęciem i bez wahania potrafi skazać na śmierć. Podważa wreszcie, a nawet drwi z fundamentalnych defini