EN

1.02.2008 Wersja do druku

Z więzienia naszego powszechnego

Osoby, cierpiące na klaustrofobiczne lę­ki, przed wybraniem się na spektakl "Więzienia powszechnego", lepiej gdyby wzięły jakąś tabletkę. Choć w sztuce nie ma żadnych krat ani strażników, poczu­cie uwięzienia jest w tym dramacie przy­tłaczające. Gdzie się to więzienie bez krat znajdu­je? Tam, gdzie chętnie umieszcza swoje dramaty Dirk Dobbrow, autor tej sztuki, młody (rocznik 1966), ale wzięty już nie­miecki dramaturg, wyróżniony prestiżo­wą nagrodą im. Kleista. Jesteśmy w jakimś ponurym, opusz­czonym bloku, rodzaju squottu, gdzieś na peryferiach wielkiego miasta. Widzów razem z bohaterami Dobbrow zamyka na najwyższym piętrze, jedynym miejscu w całym bloku, gdzie dociera słoneczne światło, wpadające przez niewielkie okienka w suficie. Na każdym z niższych pięter okna i wyjścia zabite są na głucho, tak że nie wpuszczają ani światła, ani po­wietrza. Dowiadujemy się o tym tylko z opowieści kolejnych postaci sztuki, któ­re docie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Z więzienia naszego powszechnego

Źródło:

Materiał nadesłany

"Dziennik Bałtycki" nr 27

Data:

01.02.2008

Realizacje repertuarowe