Teatr jednego aktora to ryzykowne przedsięwzięcie i najczęściej mało udane. Od monodramu wolę więc raczej godzinny monolog ciekawego faceta, który niczego nie zmyśla i nie udaje, lecz opowiada o sobie, o swojej pasji czy pracy, o swoim życiu i jego meandrach, o swoich odkryciach czy dociekaniach, o swoich prawdziwych porażkach czy sukcesach życiowych. Jeśli natomiast ktoś chce mówić ze sceny cudzym głosem (tekstem), musi sobie zadać pytanie: czym chcę widzów zaintrygować i co mam im ciekawego do powiedzenia. Widziałem w życiu kilka znakomitych monodramów, jak np. "Pan Cogito" w wykonaniu Zapasiewicza, "Kontrabasistę" - Stuhra czy "Scenariusza dla aktora instrumentalnego" - Peszka. Oglądałem też rewelacyjnego Barcisia w jego jednoosobowym musicalu, przejmującego Bargiełowskiego w roli doktora Korczaka czy wręcz charyzmatyczną na scenie Jandę w jej monodramowych kobietach-mężatkach. Kiedy się ma przed oczyma takie wła�
Tytuł oryginalny
Z uwodziciela - gaduła
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 220