Scena w szybkim tempie traci pretensje do zamykania w sobie wycinków życia, pokazywania nadwątlonych uczuć z powodu cieknących kranów i z pietyzmem odprawianych rytuałów codzienności. Coraz rzadziej widz stawiany jest w teatrze w niewygodnej sytuacji podglądacza. Buszowanie wewnątrz obszaru intymnego dystansu stało się przywilejem telewizyjnych kamer. Ze nie jest to jednak dziedzina dla teatru zatrzaśnięta na zawsze, udowodnił rosyjski reżyser Leonid Hejfec, ten sam, który niedawno pokazał w Moskwie "Antygonę w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego. Hejfec jest w Imam pokoleniu spadkobiercą nauki patronów rosyjskiego teatralnego realizmu: Konstantego Stanisławskiego i Michaiła Czechowa. Kiedy przed laty do Warszawy przyjeżdżał MCHAT, z którym tradycja ta jest identyfikowana, najczęściej pisano o czcigodnym relikcie, skansenie interesującym, ale nic zamieszkiwanym przez żywych ludzi. Jednak na scenie im. Mikołajskiej, gdzie Hejfec wy
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 36