"RZECZ napisana w roku 1902, dzieje się na scenie teatru krakowskiego". Takim dopiskiem opatrzył Stanisław Wyspiański kartę tytułową "Wyzwolenia". Teatr olsztyński przypomina tę informację na okładce programu. Ale "rzecz" nie dzieje się na scenie teatru krakowskiego, dzieje się w zupełnie innym teatrze. Olsztyńskie przedstawienie "Wyzwolenia" prawie w niczym nie nawiązuje do "Wyzwolenia", jakie wymarzył sobie Wyspiański, do sztuki spełniającej określone zadanie w konkretnej rzeczywistości historycznej. Błeszyński odrzuca stylistkę młodopolską, rezygnuje z wyraźnie rysującego się w tekście podziału na trzy odmienne akty, dokonuje wielkich skrótów, w rezultacie przedstawienie trwa (bez przerwy) zaledwie półtorej godziny. Geniusza zamienia w nędzną kukłę wynurzającą się z zapadni teatralnej, akt z maskami wtapia między szopkę pierwszego aktu i strzępy najbardziej pociętego aktu trzeciego. Nie ma w przedstawieniu Erynii, didaskalia, pełniące
Tytuł oryginalny
"Wyzwolenie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Olsztyńska nr 95