Wakującą funkcją w tym spektaklu jest funkcja reżysera. Nie chcę sprawiać przykrości Tomaszowi Koninie, młodemu i ambitnemu krytykowi próbującemu przedzierzgnąć się w praktyka; czyż jednak delikwent sam nie powinien się domyślić, że i debiutowanie reżyserią Czechowa graniczy w gruncie rzeczy z samobójstwem? Ten ultratrudny autor bezlitośnie obnaża brak doświadczenia i warsztatu: nieumiejętność różnicowania napięć, utrzymania podskórnego rytmu zdarzeń, nieumiejętność skupienia uwagi widza na skrywanych, powściąganych i nieoczekiwanie wybuchających namiętnościach. W "Wujaszku Wani" na scenie warszawskiego Ateneum uczucia wykładane są kawa na ławę, jak w telenowelach. Zakochany wzdycha, przewraca oczami i ma minę zbitego psa, mężczyźni odtrąceni przez nieczułą kobietę z rozmachem padają sobie w ramiona (co przy różnicy postur owocuje niezamierzonym komizmem). Żal Artura Barcisia, dla którego Wania był szansą ucieczki od komikowan
Tytuł oryginalny
Wujaszek vacat
Źródło:
Materiał nadesłany
"Polityka" nr 14