EN

14.01.2001 Wersja do druku

Wszystko dobre, co dobrze się kończy

Bez Szekspira i Moliera nie można so­bie wyobrazić teatru. Przyjmuje się więc, że nawet kiedy brak reżyserów, któ­rzy potrafią ich twórczo wystawić, insce­nizować ich trzeba. Bez większych wyma­gań i nadziei można się wybrać do war­szawskiego Teatru Dramatycznego na "Wszystko dobre, co dobrze się kończy" w reżyserii Piotra Cieślaka i w nowym przekładzie Stanisława Barańczaka. W tekście, istotnie współczesnym i łatwo zrozumiałym, nie ma jednak ani grama poezji. Reżyser wraz ze scenografem Ja­nem Ciecierskim umieścili akcję gdzieś, gdzie karkołomnie mieszają się realia lat 20. poprzedniego stulecia i XIX w. Nic z tego nie wynika poza tym, że na ciem­nych zastawkach pokazuje się kiczowate przezrocza i filmy. Sztuka "Wszystko do­bre, co dobrze się kończy" jest okrutną i gorzką komedią, z dwuznacznym happy endem, ale spektakl w Teatrze Drama­tycznym tego nie wydobywa. Helena, sie­rota, która chce wyjść za hrabiego, to po­stać dramaty

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wszystko dobre, co dobrze się kończy

Źródło:

Materiał nadesłany

Wprost nr 2

Autor:

Anna Schiller

Data:

14.01.2001

Realizacje repertuarowe