"Wnyk" w reż. Bogusława Kierca w Teatrze Lalki i Aktora w Opolu. Pisze Małgorzata Kroczyńska w Nowej Trybunie Opolskiej.
Sztuka Roberta Jarosza to studium młodzieńczego buntu. Gdy widzowie sadowią się na swoich miejscach, z offu słychać śmiechy, okrzyki radości, plusk wody, harmider. Te odgłosy przywołują obrazy: pływalnia, wakacje, beztroskie dzieciństwo... W trafności skojarzeń utwierdzają nas ustawione na scenie bryły. Wyznaczają brzegi niecki, w której pluskają się dzieci. Można się w niej bawić, zanurzyć, pływać, ale tylko w ściśle określonych ramach, w nieprzekraczalnych granicach i pod okiem dorosłych. Dlatego w przedstawieniu Bogusława Kierca ten basen jest też pułapką, klatką, z której dorastający chłopak (Miłosz Konieczny) chciałby się wydostać. Im bliżej dorosłości, tym większa jest jego złość i niezgoda na ograniczenia narzucone przez rodziców, którzy oczywiście wszystko wiedzą lepiej, na zakazy i nakazy, schematy i stereotypy. Młody nie chce wpaść w tę pętlę życia wolałby w ogóle przestać żyć, niż dać się stłamsić takie