EN

2.01.1958 Wersja do druku

Wielka "Zielona Gęś" Wyspiańskiego z bardzo polskim finałem

Wyzwolenie zagrało. Trafiło na swoje miasto, na swój teatr i na reżysera. Trafiło przede wszystkim na swój czas. Czas okazał się tutaj reżyserem niezwykłym i nieprzewidzianym. Jestem przekonany, że jeszcze rok, jeszcze pół roku temu "Wyzwolenie" byłoby nadęte, sztuczne i płaskie, tak jak nadęte, martwe i puste były dwa ostatnie wznowienia "Wesela" w Warszawie i Krakowie. Aż tutaj nagle "Wyzwolenie" bardzo teatralne i soczyste; aktualne, chociaż nie aktualizowane; współczesne, chociaż historyczne; nowoczesne, chociaż secesyjne; bardzo krakowskie i wcale nie prowincjonalne; przejrzyste, jasne i klarowne, chociaż bardzo wyspiańskie; tradycyjne, a zarazem bardzo przewrotne. Konrad wchodzi na pustą scenę. Nie ma nic bardziej teatralnego od pustej sceny. Ale tutaj pusta scena jest na miejscu. Jest gotowa. Gra z całym teatrem, z kurtyną Siemiradzkiego. I na miejscu jest Konrad. Ma na sobie czarny, szeroki, romantyczny płaszcz i pod spodem czarny, obcisły,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wielka "Zielona Gęś" Wyspiańskiego z bardzo polskim finałem

Źródło:

Materiał nadesłany

Przegląd Kulturalny nr 1

Autor:

Jan Kott

Data:

02.01.1958

Realizacje repertuarowe