Filip Bajon przenosi "Dożywocie" Aleksandra Fredry we współczesne realia. Premiera 29 stycznia w Teatrze Polskim.
Filip Bajon spogląda na "Dożywocie" przez pryzmat pieniądza. Dla niego jest to opowieść nie o jednym, a o wielu "wilkach z Wall Street". Nic więc dziwnego, że - tak jak wcześniej w przypadku "Ślubów panieńskich" przeniesionych na duży ekran w 2010 roku - reżyser uwspółcześnia również i tę komedię Aleksandra Fredry. Intrygę, do której kluczem stal się motyw dożywocia, czyli stałych procentów od zdeponowanego majątku, Bajon umieszcza w realiach giełdowych. Spektakl rozgrywa się więc m.in. wśród maklerów w czerwonych szelkach obserwujących tablice wyświetlające aktualne kursy akcji spółek. Jednak w samej historii Bajon nic nie zmienia. Po tym jak lichwiarz Łatka wchodzi w posiadanie dożywocia Birbanckiego, za wszelką cenę stara się uchronić swoją "żywą lokatę" przed zgubnymi skutkami hulaszczego życia. Bohaterów łączy coś jeszcze. Obaj zabiegają o względy Rózi, córki podupadającego finansowo Orgona. Wszyscy chcąc nie chcąc