Kryzys współczesnego dramatopisarstwa - nie tylko zresztą polskiego - ma swoje zupełnie realne, obiektywne przesłanki i uzasadnienia. Czasy, w których żyjemy, potrzebują i są zdolne stworzyć raczej epicką syntezę czy liryczny rekonesans niż humanistyczną oś dramatycznego konfliktu. Z jednej strony jest na to za późno, z drugiej - jeszcze za wcześnie. I dlatego większość poszukiwań i eksperymentów w tej dziedzinie prowadza albo do formalizmu czy efekciarstwa (które to pojęcia niestety często się dziś u nas myli) albo do jałowości i rezonerstwa, czy to z punktu widzenia czysto teatrologiczno-technicznego czy też tematyczno-ideologicznego. Oczywiście nie znaczy to wcale, że "na dziś - z powodu niesprzyjających warunków" należy w ogóle zrezygnować ze współczesnego dramatu, ale chodzi o to, że właśnie dziś nastręczają się dramaturgowi specjalne trudności i że właśnie dziś nie należy mieć do niego pretensji, gdy dzieła
Tytuł oryginalny
W wymiarach mieszczańskiego konwenansu
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Literacki Nr 43