"Wieczór jednoaktówek" w Teatrze Nowym nie zdobył powodzenia. Po kilku przedstawieniach musiano zrezygnować z Norwida, Rittnera i Czechowicza i ratować się sztuką lżejszego kalibru. Rzetelny wysiłek reżysera, dekoratora i aktorów poszedł na marne, przynajmniej jeśli idzie o szerszy rezonans społeczny. Piszemy więc o zeszłorocznym śniegu, ale warto go rozgrzebać, aby dotrzeć do zmarzłej grudy, do społecznego ugoru. Nie chcę jednak odpowiedzialnością za klęskę obarczać wyłącznie publiczności. Wina jest także po stronie teatru. Widownię - w tych krytycznych jeśli idzie upowszechnienie kultury czasach - można albo zdobyć bezspornym dzieleni artystycznym, albo wziąć na snobizm. Wieczór w Teatrze Nowym miał charakter nijaki. Do "Miłości czystej" nie ma u nas jeszcze dostatecznego przygotowania, a to, które jest, rozmija się raczej z zawartością jednoaktówki Norwida. Publiczność, zaciekawiona "odkryciem" zapoznanego poety, skandalizowana pro
Tytuł oryginalny
W TEATRZE NOWYM
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodni Ilustrowany" nr 13