1. Bałem się pójść na opolską premierę "Domu Bernardy Alba". Nie dlatego, iżby siedzenie na widowni Teatru, im. Kochanowskiego sprawiało mi jakąś szczególną przykrość. Bałem się o Lorkę. Choć potrafię oddzielić winy i zasługi teatru od win i zasług autora. Potrafię, ale tylko z grubsza. A ileż to dramatów wydających się znakomitymi w lekturze, poddanych próbie sceny - traci swój blask? Bałem się tedy, że coś takiego spotka Lorkę. A ściślej: mój mit Lorki. Jeden z mitów mojej młodości. A kto lubi stwierdzać - po powrocie w miejsca niegdyś ukochane - że nie są one tym, czym się nam wydawały? Stwierdzenie takie to jakby śmierć cząstki naszego "ja". Moje poznawanie Lorki zaczęło się od antologii Janusza Strasburgera: w 1956 roku "Czytelnik" wydał tom "Z hiszpańskiego". Na znakomitym papierze. Jego kolor, jego sprężystość śnią mi się dzisiaj. Może tak działa oddalenie, a może fakt, że do obecnie wydawanych czasopism liter
Tytuł oryginalny
W murach białego domostwa
Źródło:
Materiał nadesłany
Opole nr 8