Nie podejmuję jeszcze próby podważenia renomy, którą Koszalin zaskarbiał sobie wytrwale przez tyle lat. Zastanawiam się tylko, czy istniały dostateczne podstawy dla sądu tak bezwzględnego? I czy nie pora zmienić czas, czy nie można by powiedzieć, że Koszalin taką opinię "miał"? Nie chcę rzucać w nikogo kamieniem; sam nie jestem bez winy wobec Koszalina. Kiedy zastana wiałem się nad aktualną sytuacją teatralną i rozdętą siecią scen w Polsce, pierwszym kandydatem do proponowanych skreśleń był - moim zdaniem - Koszalin. Odwiedzałem to miasto parokrotnie. Za każdym razem wyjeżdżałem z niego smutniejszy. Za każdym razem było gorzej. "Przeżyłem" 4 dyrekcje teatru koszalińskiego, co na jego wiek (ukończył właśnie 5 lat) jest chyba niemało. Ba, żebyż to były dyrekcje! Były to - poza jedną: Górskiej - dziwne przypadki, które budziły we mnie i umacniały likwidatorskie tendencje. Pytanie moje nie jest zatem w
Tytuł oryginalny
W Koszalinie - wiosna?
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 10