TEGO wieczora teatralnego nie można traktować na równi z innymi, jakie przeżywamy w teatrze. Ujrzeliśmy bowiem na scenie ucieleśnione marzenie znakomitego człowieka teatru, poety-reżysera i ujrzeliśmy je okrutną ironią losu niewiele ponad tydzień po jego nagłej śmierci. Istotnie, Wilam {#os#15588}Horzyca{/#} nosił się przez lata z marzeniem ukazania sztuk Cypriana Norwida, poety tyleż wielkiego, co nieznanego szerszej publiczności. I gdy wreszcie po latach miał już gotowy jego kształt do ukazania go Warszawie, miastu rodzinnemu Norwida - odszedł w przeddzień niemal premiery. W tym fakcie jest coś tak wstrząsającego, że cały spektakl oglądamy poprzez mgłę emocjonalności. Wieczór otwiera jednoaktowy żart Norwida ukazujący zerwane zaręczyny pięknej Julii (Ewa {#os#3328}Krasnodębska{/#}) z kosmopolitycznym hrabią Erazmem, którego samo nazwisko Flegmin określa go dostatecznie (gra go Michał {#os#10459}Pluciński{/#}). W usta dr
Tytuł oryginalny
Ucieleśnione marzenie Horzycy
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny