Cholerny ten świat, i cholera wie, o co idzie w tej cholernej Virginii Woolf? Próbuję tak nieudolnie oddać zagęszczenie słówek grubych i mocnych w głośnej sztuce Albee'go, granej obecnie w Teatrze Kameralnym. Ale nie o to w końcu idzie. Nie idzie też o tzw. niemoralność sztuki. Nasze Dulskie i Maliczewskie również nie wąchały kwiatów, a Przybyszewski rozbierał na scenie "nagą duszę". Czynił to z równym upodobaniem, z jakim obecnie Albee, ten ostatni oczywiście - w sposób nowoczesny, kreując teatr absurdu, oparty jednym skrzydłem o filozofię egzystencjalna, drugim - o psychologię głębi. Absurdalności dowodzą zabiegi człowieka, usiłującego nadać jakiś sens - istotnemu bezsensowi istnienia. Zabiegi, oczywiście - daremne i beznadziejne, ukazane jako typowe stany maniakalno-depresyjne, lub wręcz schizofreniczne. To wszystko może być, rodzi się tylko pytanie, czy taki obraz życia jest powszechny i typowy, czy też wyjątkowy? Czy sztuka budzi sprze
Tytuł oryginalny
Tydzień Teatralny
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 264