Walery Fokin wycisnął Ostrowskiego jak gąbkę. Śmiech, rechot, chichot i gulgotanie słychać na widowni co chwilę. Bo "Nasz człowiek" to kabaret potworów, a monstra - jak w dobrym kabarecie i oklaskiwani, i klaszczący-są jednako groteskowe. Po raz pierwszy w życiu po spektaklu tak zgorzkniałem. Zobaczyłem znakomite widowisko i poczułem odrazę. Ujrzałem precyzyjna jak pozytywka konstrukcję sceniczną i posmutniałem. Jeżeli tylko taki jestem, jak pokraczni bohaterowie Fokina, to naprawdę nie warto szarpać się z życiem. W "Naszym człowieku" Aleksandra Ostrowskiego, śmiejąc się z XIX-wiecznych, "strasznych" kupców, radców, liberałów i kokot, z siebie się śmiejemy. Jak u Gogola czy naszego Bałuckiego. W rytm śmiechu pouczającego, w rytm salonowych dykteryjek szydzimy, ironizujemy, żartujemy z powierzchowności. Gombrowicz dopowiedziałby: z robienia innym gęby i z aprobaty gęby własnej. Bo w życiu nie lubimy niuansów, a kochamy dwuznaczność plot
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska, nr 82