Jan Klata znów odkrył coś dla siebie i rówieśników. Niegdyś we wrocławskim "Transferze" pokazał, że Stalin, Churchill i Roosevelt byli żałosnymi pajacami. Teraz, realizując w rocznicę powstania warszawskiego krótki teatralno-multimedialny spektakl "Triumf Woli", dał wyraz odrazie wywołanej odkryciem, że niemieccy oprawcy byli jednocześnie rzeźnikami i spadkobiercami kultury, że paląc żywcem tysiące ciał na warszawskiej Woli i kłopocząc się deficytem naboi w stosunku do potrzeb, jednocześnie grali Beethovena na odnalezionym w ruinach fortepianie, czytali Goethego i pisali wzniosłe listy do rodzin. Ów krzyczący kontrast reżyser potrafił pokazać tak sugestywnie, że młoda widownia opuszczała salę Muzeum Powstania Warszawskiego ze stężałymi twarzami. Czemu więc co starsi widzowie kręcili się z niechęcią na krzesłach? Eksterminatorem Woli był niejaki generał Reinefahrt. Animując komputerowo jego twarz, reżyser wyświetlał na ekranie dłu
Tytuł oryginalny
Trujący oddech historii
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 33