Każda z pięciu scen wałbrzyskich "Tkaczy" rozpoczyna się pozostającym w pamięci wysmakowanym malarsko (doskonałe światła ) żywym obrazem. Cale zresztą przedstawienie jest plastycznie bardzo piękne. Jednak demonstracyjne odejście od wpisanej w materię literacką sztuki Hauptmanna poetyki naturalizmu ku estetyzacji i teatralizacji świata scenicznego przynosi wyraźne osłabienie napięcia dramatycznego spektaklu. Poza utrzymaną w dobrym tempie sceną w salonie Dreissiggera (rola fabrykanta interesująco i sprawnie zagrana przez Tadeusza {#os#1695}Sokołowskiego{/#}) w przedstawieniu sporo jest dłużyzn, niepotrzebnej, czysto przy tym zewnętrznej, deklamacyjnej celebry tekstu. W "Tkaczach" gra cały, w części z adeptów złożony, zespół teatru wałbrzyskiego i obecności na scenie półprofesjonalistów nie sposób niestety nie zauważyć. Miejmy nadzieję, że te niedoskonałości znikną w planowanej przez Wowo {#os#709}Bielickiego{/#} drugiej, niemiec
Tytuł oryginalny
Tkacze
Źródło:
Materiał nadesłany
Goniec Teatralny Nr 27