Bez wątpienia sosnowiecka inscenizacja "Pana Tadeusza" przejdzie do historii interpretacją roli Telimeny. Zamiast rozflirtowanej i rozpoetyzowanej petersburskiej damy uwodzącej pół litewskiego zaścianka, na scenie króluje kokota.
Małgorzata Stachowiak jest świetna w rolach horpyniastych, pewnych siebie, często ordynarnych kobiet. Niski, tubalny głos pozwala tej charakterystycznej aktorce wydobyć pokłady niezwykłej drapieżności właściwej kobietom władczym. Telimena zaś jest - co prawda już nieco podstarzałą - ale uwodzicielką. Jeśli nawet chce dominować nad mężczyzną, to sięga po sprawdzony zespół chwytów: rozkapryszone minki, westchnienia, bezradność "małego rozumku", przypadkowe muśnięcia, dotknięcia itp. Najpierw myślałam, że obsadzenie Stachowiak w roli Telimeny to pomyłka. Kiedy jednak kostiumolog Małgorzata Schubert ubrała ją w czerwoną, wyzywającą suknię z głębokim dekoltem obramowanym także czerwonym boa z piór, interpretacja nasuwa się jedna: Mieczysław Górkiewicz, reżyser sosnowieckiej inscenizacji narodowej epopei, uznał, że Telimena jest kokotą. W takiej perspektywie zupełnie inaczej wygląda wprowadzenie do repertuaru Teatru "Pana Tadeusza". S