EN

16.02.2003 Wersja do druku

Teatralny jazz

Są widzowie oglądający spektakle Krystiana Lupy po kilka razy. Zdarza się, że nie wszystko zaiskrzy i na scenie nie wydarzy się to COŚ. Reżyser wtedy mówi: "Przyjdźcie jeszcze raz. Dziś nie było dobrze". Czy zawsze ma rację? Widziałam parę lat temu, jak niezadowolony opuszczał kabinę akustyka po przedstawieniu "Rodzeństwa" na festiwalu Kontakt w Toruniu, gdy tymczasem ja tkwiłam wbita w fotel z wrażenia. Lupa na widowni Opowiadając o "Azylu" na przedpremierowej konferencji prasowej, Krystian Lupa użył określenia "teatralny jazz". Mówił o pracy na próbach, burzeniu i budowaniu nowych relacji i energii między aktorami-postaciami. Porównywał spektakl z koncertem jazzowym, gdzie muzyka powstaje tu i teraz, wobec odbiorcy, który również wpływa na nią swoją obecnością. Podczas spektaklu sam Lupa też siedzi na widowni. Ma mikrofon, bębenek, coś, co brzmi jak perkusyjny talerz. Pojękuje, podśpiewuje, uderza w instrumenty. Jednych to śmieszy, inni

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój, nr 7

Autor:

Aleksandra Markow

Data:

16.02.2003

Realizacje repertuarowe