Od 103 lat przy katowickim rynku stoi teatr. Jego historia to odbicie dziejów miasta, od którego młodszy jest tylko o 42 lata. Sceną tą kierowało kilkudziesięciu dyrektorów, sylwetki niektórych z nich przypominamy na łamach naszej gazety. Dziś o powojennej zawierusze, przybyszach ze Lwowa, gorsecie socrealizmu i odwilży pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
W styczniu 1945 roku miasto liczyło wojenne straty. Teatr, choć w czasie okupacji działał w nim zespół aktorów niemieckich, znajdował się w kiepskim stanie technicznym. Nie było nawet kurtyny, o reflektorach czy zapadniach nie mówiąc! Byli za to szaleńcy, którym marzyły się przedstawienia z prawdziwego zdarzenia; i to natychmiast. Pod wodzą Walentego Śliwskiego, pierwszego powojennego szefa teatru, uprzątali gruz i naprawiali urządzenia. A 11 lutego, rzeczywiście zaprosili publiczność na koncert. Młodziutki, dwutygodniowy wówczas Dziennik Zachodni relacjonował 3 dni później: Zorganizowano więc w przeciągu tygodnia dział administracji, dział techniczny, orkiestrę, balet, szatnie, fryzjernię oraz pracownie kostiumów teatralnych. Relację z gościnnego spektaklu Teatru Wojska Polskiego, który wystawił Wesele też, a jakże zamieściliśmy na naszych łamach i z następnych również. Pierwszą własną premierę, Teatr im. St. Wyspiańskiego dał