Marzył ongiś Stanisław Miłaszewski w "Geście wewnętrznym", że "w sercu czystem niezmiernie i niezmiernie cichem" ugości Szekspira, mistrza, w którym widział "cudny sojusz sił twórcy z instynktem aktorskim, niepojętych zespoleń jehowiczne piękno". "Bunt Absalona" możemy uważać za spełnienie tego marzenia. Jest to dramat, ściślej: poemat dramatyczny, zakrojony na miarę mistrza ze Stratfordu. Po zgonie Rostworowskiego Miłaszewski jest dziś ostatnim u nas dźwiękiem alikwoty, która wzięła początek w potężnym akordzie Szekspira. Cechuje go przynależność do świata poezji, tworzącej własną rzeczywistość i w jej wymiarach rozwiązującej tragiczne zwarcia żywiołów. Zbyt to może patetyczne określenie ale jakże tu mówić językiem potocznym o poecie z rodu kapłanów, ujmującym twórczość jako misję moralną, (obcym pokusom i kompromisom, wyznającym nieodmiennie najsurowszy dekalog poetyckiej odpowiedzialności. Nazwano ongiś Miłaszewskiego
Tytuł oryginalny
TEATR. BUNT ABSALONA (Teatr Narodowy)
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Ilustrowany" nr 12