EN

3.01.1994 Wersja do druku

Tańce w Ballybeg

Szczerze mówiąc - nie lu­bię gdy reżyser przed premierą zwierza się ze swego zauroczenia sztuką, nad którą pracuje. Cóż bowiem oznacza taka deklaracja? Ze ten właśnie spektakl jest szczególnym wyznaniem jego wia­ry, miłości i nadziei? Że nad in­nymi pracował mniej? "Tańce w Ballybeg" w Teatrze im. J. Słowackiego nie są z pew­nością "wielką elegią poświęconą Irlandii, której już nie ma". Nie wiem, czy były nią w Teatrze Po­wszechnym w Warszawie, gdzie odbyła się ich polska prapremie­ra. Naciąganiem również byłaby próba odczytania tego spektaklu poprzez polsko-irlandzkie parale­le (święto boga Lugha i nasza So­bótka). Bezradność wobec prze­mijania otaczającego nas świata - jest wspólnym losem wszyst­kich ludzi, szczególnie u progu następnego tysiąclecia. Ale klucz do historii rodziny Mundy leżał właśnie w zrozumieniu przez nas święta Lughnasa z 1936 roku. A jego nastroju nie udało się na scenie odtworzyć. Przyglądają

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Echo Krakowa nr 1

Autor:

Grzegorz Koniarz

Data:

03.01.1994

Realizacje repertuarowe