Mario Vargas Llosa nie jest pierwszym pisarzem, który kocha teatr bez wzajemności. Już Wolter był przekonany, ie jego twórczość dla teatru znacznie przewyższa wszystko, co poza tym napisał, ale potomni skazali jego dramaturgię na zapomnienie.
Towarzystwo jest więc całkiem niezłe, twórcy bardzo często nie doceniają swych najlepszych utworów a przeceniają te słabsze. Kiedy Llosa przyjechał do Polski w roku 1991 z okazji premiery w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza, sztuki "Chunga", zanotowałem kilka jego zdań o teatrze. "Teatr jest moją pierwszą pasją -mówił. - Od dramaturgii rozpoczynałem swoją przygodę z literaturą. W moim teatrze nie prowadzę agitacji, ale staram się, korzystając ze szczególnych możliwości tej sztuki, tworzyć rzeczywistości równorzędne: przemieszanie tego co realnie możliwe z tym, co tylko pomyślane, świata fantazji, magii i twardych okoliczności życiowych...". Tak też czyni w "Panience z Tacny", wystawionej niedawno w Teatrze na Woli na jubileusz Zofii Rysiówny z Nią w roli tytułowej. I w tej sztuce miesza rzeczywistość tylko pomyślaną z realną, tworzy przypuszczalne warianty zdarzeń. Najbardziej jednak zdaje się być zafascynowany samą naturą opowie�