EN

10.02.2011 Wersja do druku

Tadeusz Różewicz. Słowo o mistrzu

Nie na żarty, nie wchodzi się i nie wpuszcza byle kogo i z byle czym do głównego pokoju, do pracowni poety - pisze Tadeusz Drewnowski, z okazji, przypadającej w 2011 r., 90. rocznicy urodzin poety i dramaturga.

Tadeusza Różewicza poznałem tak jak Tadeusza Borowskiego, na naradzie młodych pisarzy, w Sejmie, w grudniu 1946 r. Wkrótce spotkałem go na seminarium literackim w Nieborowie (na fotografii stamtąd siedzą z Tadeuszem Borowskim koło siebie pośrodku w otoczeniu rówieśników). Później miałem znacznie mniej okazji, aby go widywać i poznać bliżej. Łączyłem tych obydwu, ponieważ na powojennym starcie (po śmierci wielu młodych) uznawałem ich za najwybitniejszych pisarzy mojego wojennego pokolenia. Stąd narzucające się postanowienie, że po monografii Borowskiego zabiorę się do Różewicza. Świetnie pamiętam, jak po skończeniu "Ucieczki z kamiennego świata" - jadąc autem ulicą Marchlewskiego (dziś Jana Pawła II) - zobaczyłem poetę, gwałtownie zahamowałem i zaproponowałem mu rozmowy w związku z tym zamiarem. Plan ten pokrzyżowały dzienniki Marii Dąbrowskiej. Musiałem więc odwołać umówione spotkanie z poetą, a raczej przełożyć na dals

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Tadeusz Różewicz. Słowo o mistrzu

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 1-2/08.01.

Autor:

Tadeusz Drewnowski

Data:

10.02.2011