EN

22.11.1961 Wersja do druku

Szekspirowska wolno-amerykanka

Szekspir, wiadomo, wielki i wiecznie żywy. Ale raczej w tragediach niż w komediach. O ile te pierwsze z latami zyskują, odsłaniając coraz to nowe doświadczenia i aspekty, drugie wciąż, tracą na żywotności. Gdy tragedia ciągle jeszcze strzeże sakralnej swej tajemnicy, komedia wyciera się i trywialnieje. Czyżby humor starzał się szybciej? Chyba tak. Bliżej mu do rozrywki, a więc i do mody; bliżej do szyfrów środowiskowych, ograniczonych zasięgiem kręgów społecznych, towarzyskich nawet: po dowcipach ich poznacie je. Poczucie komizmu zawisło bardziej, niż tragiczność, od przelotnej atmosfery czasu. A też po wojnie i wymagania nasze wzrosły. Nadrealistyczna rewolucja wrażliwości sięgnęła bruku. Biją nowe źródła humoru; skojarzenia oddaliły się od siebie; spoza utartego lądu łypnęła przewrotnie niedorzeczność. Humor stał się narzędziem filozoficznego obrachunku ze światem. Wielki jest Szekspir i wiecznie żywy, ale dowcipy jego bawią nas

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Szekspirowska wolno-amerykanka

Źródło:

Materiał nadesłany

Echo Krakowa nr 274

Autor:

Ludwik Flaszen

Data:

22.11.1961

Realizacje repertuarowe