Pierwsze sceny z Szekspira w Teatrze Polskim są wielce obiecujące. Zwłaszcza te rozgrywające się w półmroku lub za przesłoną z tiulu w jakże efektownej malarsko pustej przestrzeni. Scenografia i kostiumy w ogóle są najmocniejszą stroną tego spektaklu. Ale nie pozostają bez wpływu na samo przedstawienie. Waldemar Matuszewski wybrał bowiem sobie bardzo trudną formułę szekspirowskiego spektaklu. Jego komedia rozgrywa się przez cały czas w pustej i pozbawionej jakichkolwiek - a tak pomocnych aktorom w budowaniu roli i sytuacji - sprzętów i rekwizytów. I wszystko jest tutaj budowane na słowie, kostiumie, ruchu scenicznym i muzyce. Słowo rzeczywiście podawane jest czysto i wyraziście, ale w miarę jak spektakl rozwija się, coraz bardziej czegoś zaczyna mu brakować. Zmiany rytmu i tempa, reżyserskich pomysłów, interakcji zachodzących między postaciami, a przede wszystkim tak nieodzownie związanego z tą właśnie komedią - żywioł
Tytuł oryginalny
Szekspir w gorsecie
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski nr 256