"Tango, tango" w Teatrze im. Jaracza to spektakularny sukces Janiny Niesobskiej. Rytm tanga łamie uczucia, ale nie łamie charakterów. Dwie walczące strony - o dominację albo o uległość - porozumiewają się lub, po pojedynku, rozchodzą. Z satysfakcją lub z goryczą porażki. I tak w życiu zdarza się co dzień. Ktoś kogoś zaczepia, z kimś żyje, rozstaje się, kocha, gardzi, rozpacza. Tango nie zakreśla granic. No, może niezupełnie. Trwa tyle, ile muzyka. Od narodzin do śmierci. Być może filozoficzne wynurzenia na temat tanga mogą wydać się pretensjonalne, ale to gatunek stworzony przez prostych ludzi, którzy nie zawsze umieli opanować własny temperament. Tango argentyńskie śpiewa o miłości upadłych kobiet, morderstwach, ba, nawet o rynsztokach. Tango, w sto lat od swych narodzin, powracające z niewyobrażalną siłą, w Europie jest bardziej cywilizowane. Ale wciąż porywcze, szalone. I wspaniałe, czego dowiodła premiera przygotowana w Teatrze
Tytuł oryginalny
Szaleństwo na cztery czwarte
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 240