"Spragniony", monodram Marka Tyszkiewicza w Teatrze im. Wegierki w Białymstoku. Pisze Anna Kopeć w Kurierze Porannym.
Marek Tyszkiewicz w dość osobistym monodramie pozostawia widza z mnóstwem pytań i niewyjaśnionych kwestii. Takie poruszenie jest bezcenne. Widzowie, którzy pamiętają Marka Tyszkiewicza z doskonałego monodramu złożonego z wierszy Herberta - wystawianego kilka lat temu również w białostockim Teatrze Dramatycznym - nie zawiodą się i tym razem. Aktor ponownie występuje solo w sztuce podwójnie trudnej i wymagającej. Monodram to najwyższa próba aktorskich umiejętności, gdzie przez długi czas trzeba przykuć i utrzymać uwagę widza, pokazać wszystkie emocje i zaskoczyć. Tu nie ma miejsca na pomyłkę, ani czasu na oddech. Jeśli dołożyć do tego osobiste przeżycia, odegranie historii na scenie staje się arcytrudne. W sztuce "Spragniony" Marek Tyszkiewicz, prowadzony przez reżyserkę Agnieszkę Korytkowską-Mazur, z tego zadania wywiązuje się po mistrzowsku i funduje publiczności porządną terapię szokową. Oto Albert - znienawidzony przez konkure