EN

29.03.2002 Wersja do druku

Smutne wesele

Czy może być większa kompromi­tacja dla gospodarzy niż 36 obcych sobie ludzi, stojących jak maneki­ny przez bite cztery godziny wese­liska? W środę niepotrzebnie zagrało 36 aktorów. Jeśli Mikołaj Grabow­ski, reżyser, i Rafał Węgrzy­niak, jego kierownik literacki, chcieli udo­wodnić, że Stanisław Wyspiański był gra­fomanem, a artyści Teatru Polskiego nie rozumieją podstawowych zadań scenicz­nych, to podczas premiery "Wesela" na­prawdę im się udało. Tak złego spektaklu nie oglądałem przy ul. Zapolskiej od dzie­siątków lat. Prof. Stanisław Bereś, siedzą­cy o trzy krzesła na lewo ode mnie, z roz­paczy zasłonił oczy. Nastolatek o dwa krze­sła w prawo - zasnął. Pomysł z "Kabaretu" Lipińskiej Maniera, aby bohaterowie zdarzeń odtwa­rzali swe role w tempie definiowanym na pa­nelach wideo jako "slow", wydał mi się z po­czątku intrygujący. Bo jeśli tekst Wyspiań­skiego naprawdę jest portretem młodopol­skiej formacji intelektua

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Smutne wesele

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 75

Autor:

Leszek Pułka

Data:

29.03.2002

Realizacje repertuarowe