EN

2.02.2006 Wersja do druku

Smutek wielkiego ryzykanta

Gdyby Kantor musiał sam przeżywać dzisiaj wszystkie swoje jubileusze, byłoby mu niesłychanie ciężko. I smutno. Bo tak się napracował całe życie, by było... odwrotnie, to znaczy, by odbiorcy nie byli bierni i by próbowali odpowiadać na jego wyzwania - pisze Krzysztof Miklaszewski w Rzeczpospolitej.

Miniony rok 2005 był rokiem iście... Kantorowskim. Obrodziło bowiem ponad wszelką miarę rocznicami związanymi z życiem - 90-lecie urodzin, 15-lecie śmierci - i twórczością Kantora - 50-lecie Cricot 2, 30. rocznica krakowskiej prapremiery "Umarłej klasy", ćwierćwiecze florenckich narodzin "Wielopola, Wielopola", 20 lat norymbersko-mediolańskiej rewii "Niech sczezną artyści!". Szkoda jednak, że ten rocznicowy wysyp nie zaowocował inną, trochę głębszą, refleksją niż wyuczone "bąknięcie" ogłupiałej dziatwy z Gombrowiczowskiej klasy. Ta, edukowana przez profesora Bladaczkę, młodzież zwykła na kategoryczne pytanie odpowiadać krótko, a dobitnie: "Bo wieszczem był!". Gdy dodać, że Bladaczka AD 2005 to polskie mass media, kretynizm recepcji sztuki w rodzącej się na naszych oczach IV Rzeczypospolitej co najmniej się zdublował w porównaniu z II Rzecząpospolitą, w czasach krótkiego trwania której i Gombrowicz, i Kantor chodzili do szkoły. Stało si�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Smutek wielkiego ryzykanta

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 24/28.01.06

Autor:

Krzysztof Miklaszewski

Data:

02.02.2006