EN

14.01.2003 Wersja do druku

Serpens bankietolaris

W bardzo trudnej, wręcz karkołomnej, ałe przecież zasadniczej kwestii gustu Tadeusza Bradeckiego, do piątku miałem niewiele do powiedzenia. Jakieś mętne były te moje domysły, mętne i nie trzymające się kupy, przez problem mozolnie brnąłem na oślep, gdym roił, że mam już coś twardego w garści, jakieś ostateczne przekonanie, jakąś tezę nie do obalenia - wszystko z punktu się rozsypywało jak zamki z piachu.

Nic, zero, kompletny brak orientacji w estetycznym terenie, totalne fiasko dziecka idącego przez mgłę. Tak było, ale od piątku, od premiery wyreżyserowanych przez Bradeckiego "Straconych zachodów miłości" Williama Szekspira - świat oraz ja mamy już absolutną jasność! Otóż, najulubieńszą sceną filmową Bradeckiego, sceną jego życia, sceną scen, alfą i omegą dobrego smaku Bradeckiego, jest scena w "Wodzireju" Feliksa Falka, kiedy to Jerzy Stuhr, na imprezie w jakiejś świetlicy, robi z lekko już urżniętymi biesiadnikami tzw. węża tanecznego. Panie i panowie, łapiemy się za rączki i tralalala, tralalala... i jedziemy, i suniemy... tralalala, tralalala... i skręcamy ostro... tralalala, tralalala... Cudnie jest, wstążki kotylionów płyną w powietrzu jak odnóża kałamarnic, mielone stygną na talerzach, schną kiszone ogóry, bimber traci moc w opuszczonych musztardówkach, baby się pocą, chłopy dyszą, fajnie jest, boziu moja, jak fajosko nam jest

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Serpens bankietolaris

Źródło:

Materiał nadesłany

"Dziennik Polski" nr 11

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

14.01.2003

Realizacje repertuarowe