Tak się złożyło, że graną od paru miesięcy na małej scenie Teatru Współczesnego "Samą słodycz" Ireneusza Iredyńskiego zobaczyłam dopiero teraz. Reżyserował przedstawienie Zygmunt Hübner i jest ono jedną z najciekawszych realizacji scenicznych tego dramaturga. Przypomina krakowski spektakl "Żegnaj Judaszu" przygotowany przez Konrada Swinarskiego.
O {#os#28651}Iredyńskim{/#} się mówi, że jest pisarzem jednego tematu. Od "Jasełek moderne" napisanych przed jedenastu laty, po "Czystą miłość" scenariusz filmowy drukowany w "Dialogu" rok temu i najnowszą sztukę "Trzecia pierś" - analizuje on z obsesyjnym uporem tę samą sytuację, za każdym razem inaczej skonstruowaną ale w gruncie rzeczy identyczną - jest to sytuacja przemocy i to wszystko, co z niej wynika. I nie jest ważne czy uzurpatorem jest komendant obozu koncentracyjnego, jak w "Jasełkach modernę", posiadający w ręku władzę nad życiem i śmiercią ludzi mu podległych, czy mistrz ceremonii z "Samej słodyczy" uprawiający tylko terror moralny; mechanizmy, które działają między uzurpatorem a poddanymi manipulacjom władzy, są dla Iredyńskiego identyczne. W "Samej słodyczy" Iredyński, który zawsze konstruuje sytuacje modelowe, wybierając środowiska zamknięte, izolowane, lokuje akcję w sanatorium. Mistrz ceremonii to, jak pisze Krzysztof {#o