Szóste Poznańskie Dni Verdiego, na które złożyło się aż czternaście spektakli oraz koncertowych wykonań dzieł tego kompozytora, zainaugurował Teatr Wielki premierą
"Balu maskowego", nie oglądanego tu od blisko pół wieku.
Trudno właściwie dojść, dlaczego to świetne dzieło, w swej muzycznej warstwie harmonijnie łączące włoski dramatyzm i żar namiętności z francuską lekkością i finezją formy, a w treści -opartej notabene na rzeczywistym tragicznym wydarzeniu przywodzące na myśl Wagnerowskiego "Tristana i Izoldę", tak ogromnie rzadko pojawia się na scenach, zresztą nie tylko polskich. Ale tak się dzieje - i cieszyć się tylko trzeba, że po tylu latach "Bal maskowy" wrócił wreszcie do poznańskiego Teatru, gdzie świetne dawniejsze przedstawienia tej opery z Antoniną Kawecką i Krystyną Jamroz, Marianem Koubą oraz Albinem Fechnerem w głównych rolach zachowały się jeszcze w pamięci bardzo już nielicznych słuchaczy... Cieszyć się trzeba tym bardziej, że przedstawienie to ma wiele zalet, przede wszystkim w warstwie muzycznej. Pod batutą włoskiego kapelmistrza Eralda Salmieri orkiestra poznańskiego Teatru Wielkiego nie tylko grała czysto i precyzyjnie, ale nadto ujm