Widowisko w Teatrze Muzycznym dowodzi, że gatunek "operetka", choć nieżywy, ma własną publiczność i estetykę. Widzowie spoza kręgu ryzykują dołączenie do gatunku. Rozpoczęto uwerturą. Orkiestra (pod batutą Andrzeja Knapa), którą zabarykadowano w głębi sceny zasiekami, po których pięły się girlandy sztucznych kwiatów, zagrzmiała "Wilhelma Tella". Tak rozpoczął się w Teatrze Muzycznym wieczór, którego tytuł pozwolę sobie zacytować w całości. "Co słychać za kulisami teatru? - czyli - ciężkie życie dyrektora z gwiazdami i gwiazdkami, i "zwykłymi" problemami w niezwykłych czasach... w zabawnym widowisku muzycznym pt. Kocham operetkę, czyli kto z kim co i dlaczego?" Dowcipu czar Intrygę narysowano oryginalnie. Teatrowi Muzycznemu, szukającemu sponsora ani myśli pomóc wysłany na próbę generalną asystent mecenasa - strażnik moralności, psutej przez zbereźne treści podkasanych widowisk. W finale miłość do operetki
Tytuł oryginalny
Roztańczona stypa
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 134