"Wszystkie sztuki, które nazywamy wielkimi, poruszają w rezultacie pewien aspekt tego samego a mianowicie: jak człowiek może przekształcić świat zewnętrzny w ten sposób, by czuć się w nim jak w domu, jak mieć to, co w umyśle każdego człowieka łączy się z pojęciem rodziny?". To pytanie autora amerykańskich "sztuk rodzinnych", słynnego Artura Millera, który na przykładzie podstawowej komórki społecznej próbował zgłębić paradoks, jaki otrzymujemy w spadku po Czasie: nie ma powrotu ani do domu rodzinnego, ani do dzieciństwa, a świat, w którym żyjemy, staje się coraz bardziej obcy. Uwagi, formułowane na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, z całą ostrością odkrywające proces alienacji jednostki w "świetnie zorganizowanym" społeczeństwie "młodego narodu" amerykańskiego, dosięgły Stary Kontynent dziesięć lat później. Nie jest dziełem przypadku, że wątpliwości Millerowskie docierają do nas poprzez twórczość lstwana
Tytuł oryginalny
Rodzinne materii pomieszanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 11