Nowe stulecie, ba!, tysiąclecie, a tu na biurku coraz większy stosik teatralnych programów, zaległości się mnożą, nowych premier tuż tuż wcale duży wysyp... A więc na dobry początek nowego, i żeby z poprzednim rokiem rozstać się w pokoju, przedstawiam tych kilka notek o spektaklach, o których warto pamiętać. Myślę o przedstawieniach, których recenzenci zbytnio nie kochają: bo nie są przełomowe, mają wady, ale i zalety. Tak czy owak obejrzeć je warto. 1. "Ślub" Witolda Gombrowicza w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Żeby grać "Ślub" trzeba mieć zespół - kilka razy widziałem, niestety, widowiskowe klapy właśnie z powodu braku wykonawców. Ale w Kaliszu zespół jest i pokazał to podczas gościnnych występów w Teatrze Narodowym - zwłaszcza Przemysław Kozłowski (Henryk) i Maciej Orłowski (Pijak) zaprezentowali się znakomicie. A sam spektakl? W typowo Śmigasiewiczow
Tytuł oryginalny
Remanent na dobry początek
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 5