Jego Herbert był arcydziełem samym w sobie. Każdy z nas zdobywał się na szczyty umiejętności recytatorskich, ale kiedy odzywał się Zbyszek, nasze szczyty okazywały się marnym pagórkiem. Nie chciał mikrofonu. Jego głos był tak nośny, jakby wmontowano w niego mikrofon najwyższej klasy - zmarłego Zbigniewa zapasiewicza wspomina Joanna Szczepkowska w Gazecie Wyborczej.
Zbigniew Zapasiewicz 1934-2009 Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę To jest początek "Przesłania pana Cogito" Herberta. Te słowa mówił Zapasiewicz, kiedy widziałam go po raz ostatni. idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch To była mała sala Teatru Wielkiego, wieczór poezji Herberta. Siedzieliśmy przed mikrofonami skupieni w kilkuosobową grupkę, a Zbyszek daleko od nas w osobnym fotelu. Nikt się nie dziwił. Jego Herbert był arcydziełem samym w sobie. Każdy z nas zdobywał się na szczyty umiejętności recytatorskich, ale kiedy odzywał się Zbyszek, nasze szczyty okazywały się marnym pagórkiem. Nie chciał mikrofonu. Jego głos był tak nośny, jakby wmontowano w niego mikrofon najwyższej klasy. Niezależnie od tego, czy używał go w pełni, czy mówił "do rękawa", każde słowo było słyszalne w ostatnich rzędach. Kiedy jakieś