"Śmierć i dziewczyna, dramaty księżniczek" w reż. Suse Wachter w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Maryla Zielińska w Didaskaliach - Gazecie Teatralnej.
Już po obejrzeniu przedstawienia przeczytałam, że przestrzeń, w której oglądaliśmy "Dramaty księżniczek" Elfriede Jelinek, została zaaranżowana na piwnicę, w której krajan pisarki Josef Fritzl więził latami córkę, gwałcąc i znęcając się nad nią psychicznie i fizycznie. Ale nawet bez tej wiedzy, opresja towarzysząca oglądaniu przedstawienia wydawała się czymś dla niego konstytutywnym. Paradoksalnie, by dostać się do tej "piwnicy", gdzie król-ojciec "ubóstwia" swoją księżniczkę-córkę, trzeba było się wdrapać na najwyższe poziomy Teatru Dramatycznego. To wyprawa w kurz, duchotę, z nieodłącznym zapachem potu i pasty do podłogi. Ze swej natury już niska Mała Scena została przez autorkę "przestrzeni wizualnej" Annę Baumgart jeszcze bardziej obniżona, sufitu można było dotknąć ręką. Jarzeniówki zainstalowane w jego kasetonach (jak w Amstetten u Frtitzla), plus rozstawione reflektory jak w studio telewizyjnym podgrzewały pokojową