W tej sztuce wszyscy są nieszczęśliwi - samotni, niekochani, nierozumiani lub zdradzani. A jednak z "Zabawy w koty" emanuje ciepło i pozytywna energia, która pozwala odprężyć się i przeżyć miłe wzruszenie.
Przedstawienie, które miało swoją premierę na Małej Scenie Teatru im. Stefana Jaracza w sobotę, jest komediodramatem o miłości, zdradzie i tęsknocie za młodością. I o codziennych, prozaicznych zajęciach, które autor - węgierski dramaturg Istvan Orkeny - wynosi na piedestał. Okazuje się, że kupowanie wątróbki, gotowanie rosołku, topienie w sedesie 50 pączków i kłótnia z mleczarką mogą być wydarzeniami o niezwykłym znaczeniu. To tylko kwestia spojrzenia na sprawę. Akcja sztuki rozgrywa się w latach 60. w Budapeszcie, ale równie dobrze mogłaby się dziać w innym czasie i miejscu, bo w skali mikro życie ludzi na całym świecie składa się z podobnych drobiazgów. Nostalgiczna muzyka opracowana przez Józefa Balińskiego, gra świateł i celebrowanie prozaicznych czynności (jak na przykład picie herbaty) nadają przedstawieniu niepowtarzalny klimat. W sztuce czas teraźniejszy miesza się ze wspomnieniami z bliższej i dalszej przeszłości, autentyc